Dziewczyna z miasta, chłopak ze wsi: pierwszy wspólny biwak
Zawsze byłem pod wrażeniem Kii, jeśli chodzi o przygody na świeżym powietrzu. Od czasu naszej pierwszej dużej podróży, kiedy spędziliśmy dzień na wędrówce po kambodżańskiej dżungli w ulewnym deszczu, Kia okazała się wyjątkowo odporna. Od tego czasu wspinaliśmy się na śliskie szczyty, spadaliśmy głęboko pod ziemię w czarnej jak smoła ciemności i brodziliśmy w lodowatych górskich rzekach, a ona zawsze radziła sobie z tym z wdziękiem i odwagą. Zawstydziła mnie nawet, jeśli chodzi o skoki spadochronowe, ledwie się wzdrygając, gdy spadła z samolotu na wysokości 3000 metrów. Ona ma...
Dziewczyna z miasta, chłopak ze wsi: pierwszy wspólny biwak
Zawsze byłem pod wrażeniem Kii, jeśli chodzi o przygody na świeżym powietrzu. Od czasu naszej pierwszej dużej podróży, kiedy spędziliśmy dzień na wędrówce po kambodżańskiej dżungli w ulewnym deszczu, Kia okazała się wyjątkowo odporna.
Od tego czasu wspinaliśmy się na śliskie szczyty, spadaliśmy głęboko pod ziemię w czarnej jak smoła ciemności i brodziliśmy w lodowatych górskich rzekach, a ona zawsze radziła sobie z tym z wdziękiem i odwagą.
Zawstydziła mnie nawet, jeśli chodzi o skoki spadochronowe, ledwie się wzdrygając, gdy spadła z samolotu na wysokości 3000 metrów. Zdecydowanie zasłużyła na swoje wyróżnienia, więc pomyślałem, że nadszedł czas, aby wystawić ją na próbę i po raz pierwszy razem pojechać na biwak. A gdzie lepiej to zrobić niż na tropikalnej plaży?
Pod stopami jest wygodny piasek do spania, ciepła pogoda, która chroni ją przed przemarznięciem, a także pobliskie udogodnienia, w tym prysznice, toalety, mała kuchnia i zadaszony salon nad falami Oceanu Spokojnego. Wieczorem przez kilka godzin dostępny był prąd, a po zmroku można było korzystać z lamp solarnych.
To był długi spacer od oblodzonych i burzliwych zboczy Cairngorms i nie było nic poza własnoręcznie wykopaną dziurą na toaletę – co mogło pójść nie tak?
Dzień 1 – Jak na razie bardzo dobrze
Wszystko zaczęło się całkiem nieźle. Kia była pod wrażeniem ilości miejsca w namiocie, posunęła się nawet do stwierdzenia, że było tam przytulnie. Zjedliśmy smaczny posiłek w lokalnej restauracji i zwiedziliśmy okolicę, zanim udaliśmy się na nocleg. Jej jedyną prawdziwą skargą był stan pryszniców i nie mogę jej za to winić.
Z jakiegoś powodu hydraulik zdecydował się zainstalować prysznic i toaletę obok siebie. Mam na myśli tuż obok siebie, a raczej na sobie. Więc kiedy korzystasz z toalety, prysznic kapie na ciebie, a kiedy korzystasz z prysznica, uderzasz nogami o krawędź toalety, wylewając na nią wodę.
Nawet ja, zatwardziały dziki obozowicz, uznałem je za dość paskudne i uważam, że samodzielnie wykopana dziura mogłaby być bardziej higieniczna i łatwiejsza w użyciu.
Dzień 2 – Pierwsze znaki
„Jak się spało, kochanie?” – zapytałem z wahaniem, kiedy obudziliśmy się rano.
„Źle” – padła pozbawiona wyrazu odpowiedź. „Nie mogłem spać na nadmuchiwanej poduszce. Dziś wieczorem będziemy musieli spróbować czegoś innego”. Po krótkim okresie ciszy jej humor szybko się poprawił, gdy otworzyła namiot i zobaczyła piękne, krystalicznie czyste wody oceanu rozciągające się pod bezchmurnym, błękitnym niebem.
Zjedliśmy śniadanie w części wspólnej, starając się zignorować trzy psy właścicieli, które, używając słów Kii, „wszystkie były na naszym grillu”. Kia nie czuje się komfortowo w towarzystwie psów, dlatego w obozie była ciągle niespokojna.
Nieważne: wkrótce wyruszyliśmy na zwiedzanie wyspy. Wędrowaliśmy krótkim szlakiem wzdłuż wybrzeża Taveuni, podziwiając po drodze piękne widoki i kończąc na kąpieli w czystym basenie pod wodospadem. Wieczorem znów była zrelaksowana. Jednak wieczorem eksperyment z poduszką nie poszedł zbyt dobrze i Kia była bliska wyczerpania.
Miało to miejsce po kolejnym lodowatym zimnym prysznicu, oślizgłej niespodziance w postaci dużej ropuchy, która wylądowała jej na stopie w toalecie (w ciemności, więc nie miała pojęcia, co to było i dlatego wpadła w panikę), bezlitosnym szczekaniu psów wokół namiotu, wypadających z zawiasów drzwiach prysznicowych i w namiocie wzrastającej wilgoci!
W sumie był to męczący wieczór i straszny sen. Tym razem widok z namiotu nie przyniósł ulgi.
Dzień 3 – Coś, co można opisać jedynie jako usterkę
Dzień spędzony na plaży, kąpiele w wodzie i wygrzewanie się na słońcu nie poprawiły nastroju Kii. Psy chodziły za nami wszędzie, ujadając u naszych stóp i liżąc odsłoniętą skórę. Kia uznała to za więcej niż trochę nudne.
Do tej pory piasek nasiąkł wszystkim w namiocie i wokół niego, łącznie z naszymi śpiworami i bagażem. Poza tym, po roku podróżowania z ubraniami i sprzętem, zorganizowanie siebie i bagażu na tak małej przestrzeni nie jest łatwym zadaniem. Widziałem, że Kia zaczęła się zmagać.
Tej nocy, gdy nie udało nam się zrobić w miarę wygodnej poduszki, Kia w końcu pękła. Robiło się już ciemno i po naszej ostatniej wycieczce do mokrych i brudnych toalet byliśmy śmiertelnie przestraszeni, gdy psy w jednym ze swoich dzikich wybuchów wyskoczyły z krzaków.
Dość szybko doszedłem do siebie i dostrzegłem zabawną stronę tego zjawiska – dorastanie na wsi z psami i zwierzętami oznaczało, że było to dość powszechne doświadczenie.
Kia zareagowała nieco inaczej. Mogę to opisać jedynie jako upadek. Nie będę wdawała się w szczegóły, ale rozległ się niespotykany dotąd ryk gniewu i, tak, był szloch… To przeżycie ją złamało.
Dalej…
Na szczęście dla Kii – i naszego związku – w następnej kolejności mieliśmy zlecenie, więc mieliśmy spędzić pięć dni w luksusowym kurorcie. Przeżyła noc i rano wyjechaliśmy do wygodniejszego noclegu.
Co niewiarygodne, to doświadczenie nie powstrzymało jej od biwakowania, mimo że obiecała, że w przyszłości będzie potrzebować czystszych toalet i pryszniców. Zasugerowała również, że limitem naszych postojów na kempingu pozostają trzy noce z rzędu i zgodziliśmy się na ograniczenie do sześciu nocy w miesiącu (20 procent).
Dużo czasu spędzam na dzikim kempingu. Lubię uciekać od ograniczeń miejskiego życia, takiego jak to, które prowadzę w Londynie. Lubię pozbyć się wszystkich niepotrzebnych rzeczy w moim życiu i pozostać przy podstawach. Ale doceniam też to, że jest to dość wyjątkowe i na pewno nie dla każdego.
To nie wstyd, że potrzebujesz odrobiny pocieszenia. I z pewnością nie jest wstydem znalezienie kompromisu. Osobiście chciałbym częściej biwakować, ale Kia i ja planujemy spędzać większość roku w trasie, więc po drodze będziemy musieli znaleźć kompromisy.
Kemping jest jednym z nich i to dobrze. Nie ma potrzeby ciągle o tym gadać – to niczego nie dowodzi. Podjęliśmy ważną decyzję o wyruszeniu w tę podróż. Najważniejsze, że jesteśmy szczęśliwi i bawimy się jak najlepiej.
Misja: Atlas & Boots
.